Życie odzwierciedla sztukę, sztuka mówi prawdę o życiu, zapętlona w mózgu muzyka trochę dotrzymuje towarzystwa, a trochę szydzi. Sama już nie wiem, czy mój najnowszy earworm jest śmieszny, czy złośliwy. Otóż. Piszę ostatnio o bezsilności. O takiej bezsilności, co zabiera mi słowa. I od tego czasu, zupełnie bez związku (a może właśnie z?), jeśli tylko z nikim nie gadam/nic nie piszę/nic nie czytam, w mózgu leci mi w kółko mi fragment piosenki z musicalu „In the Heights”. A jakie zdanie słyszę w głowie non stop? „we are powerless, we are powerless”. I tak w kółko: „we are powerless, we are powerless”. Ma sens? No niby tak. Tylko, że piosenka nazywa się Blackout i jest o tym, że zniknął prąd. W Nowym Jorku. A nie o żadnej bezsilności. Moja głowa wie lepiej. We are powerless, we are powerless.